Słońce, światło, idealny czas…
Moment, w którym zmiana ustawień przynosi oczekiwane skutki widziane oczyma wyobraźni, narasta we mnie wtedy ta pewność swoich możliwości, a zarazem pragnienie rozwoju czy posiadania większej wiedzy. Chciałbym robić coraz więcej zdjęć, łapać więcej kadrów, poświęcać czas… Uświadamiam sobie, że to co robię jest najwspanialszą robotą świata!
Nie jestem w stanie wyobrazić swojego życia bez fotografii czy filmu, gdy to robię zapominam o wszystkim innym, liczą się tylko obiekt fotografowany i aparat. Niezwykle istotnym elementem udanej sesji, abstrahując od umiejętności stricte fotograficznych, jest klimat i atmosfera, jaka panuje między mną a parą młodą. Dobra relacja, uśmiech, „smichy, hihy”, są jednym z fundamentów udanego dnia zdjęciowego, ale temu jeszcze poświęce osobny wpis.
Zdjęcia często klikam wieczorem, dlatego, że uwielbiam „złotą godzinę”. To, co wtedy dzieje się ze światłem jest jakieś magiczne, jakby nie z tej Ziemii. Powietrze nabiera zapachu i smaku, każdy błysk jest inny niż poprzedni i następny, na około wszystko działa jakoś inaczej, Świat zwalnia, czas płynie wolno, jakby ktoś klepsydrę położył w skosie, nagle, wszystko, co mnie otacza, przestaje istnieć.
Jesteśmy tylko My. Młoda para, światło, aparat i ja, nie odbieram telefonu, nie patrzę na pośpiech życia, nie wspominam tego, co było, a o tym, co będzie nie marze. Cieszę się chwilą, która jest tak wyjątkowa, jak prawdziwa miłość, która zdarza się tylko raz i już nigdy więcej się nie powtórzy.